Oto nowy lider AI ze Szczecina. Rozmowa z Kubą Tębłowskim
Są ludzie, którzy po prostu pasują do swojej roli. I jest Kuba Tębłowski. Lider Projektu Red Sky AI, którego CV na pierwszy rzut oka nie pasuje nigdzie. Z wykształcenia psycholog, niegdyś rekruter IT, a obecnie programista i ekspert od AI i NoCode.
To właśnie m.in. z tej nietypowej mieszanki doświadczeń i kompetencji narodził się pomysł na Red Sky AI – usługę, która ma odczarować sztuczną inteligencję dla lokalnego, szczecińskiego biznesu. Zamiast sprzedawać skomplikowane systemy, Tębłowski wraz z szefem MVP w Red Sky – Adamem Hendzelem, woli przyjechać do firmy, usiąść obok pracownika i sprawdzić, gdzie realnie ucieka czas.
Rozmawiamy o tym, dlaczego w AI „sens” jest ważniejszy niż technologia i jak jego dwa wewnętrzne „wilki”: ludzki i technologiczny – pomagają firmom odzyskać kontrolę nad chaosem.
Bartosz Fijałkowski: Zacznijmy od legendy. Ponoć Red Sky AI powstało, bo miałeś dość bycia „wewnętrznym chatbotem” w Red Sky?
Kuba Tębłowski: (Śmiech) Coś w tym jest. Przez ostatnie lata faktycznie byłem trochę takim wewnętrznym chatbotem”. Co chwilę ktoś wpadał z pytaniem: „Kuba, a da się to zautomatyzować?”, „Kuba, a mógłbyś nam ogarnąć AI do raportów?”, „Kuba, a jakby to zrobić szybciej bez programisty?”. I w pewnym momencie pomyślałem: hej, jeśli wszyscy o to pytają, to znaczy, że to nie jest przypadek. Zespół Red Sky od lat buduje produkty technologiczne. Naturalnym krokiem było zrobienie czegoś, co wykorzysta nasze doświadczenia nie tylko dla startupów, ale też dla firm, które nie mają własnego działu R&D, a chcą korzystać z AI mądrze i praktycznie.
Red Sky AI powstało właśnie z tej frustracji. Z obserwacji, że technologia, którą tworzymy w środku, może realnie pomóc też na zewnątrz. Nie po to, żeby sprzedawać AI, tylko żeby rozwiązywać realne problemy biznesowe.
To dość unikalna perspektywa. Zaczynałeś jako rekruter IT, masz wykształcenie psychologiczne. Jak ląduje się z takim bagażem na czele projektu AI?
Zaczynałem faktycznie jako rekruter, ale technologia była ze mną od zawsze. Nawet wybierając kierunek studiów, czułem w sobie dwa wilki: jeden był w stronę technologii, drugi – pracy z ludźmi. Ten drugi ostatecznie wtedy wygrał, dlatego poszedłem na psychologię. Dopiero później zrozumiałem, że te dwa światy wcale się nie wykluczają. Wręcz przeciwnie, potrafią się świetnie uzupełniać.
W pracy rekrutera IT chciałem być partnerem dla kandydatów i zespołów, więc nie mogłem mówić o technologii, której nie rozumiem. Jeśli rekrutowałem programistę Pythona czy Javy – to sam musiałem wiedzieć, jak to działa. No i to się trochę wymknęło spod kontroli. Z każdym kolejnym procesem wchodziłem głębiej, uczyłem się, budowałem coś swojego. W pewnym momencie byłem bardziej developerem w roli rekrutera niż rekruterem w roli developera. Myślę, że to właśnie wtedy te dwa wilki, o których mówiłem na początku, w końcu się dogadały.
Stawiasz na No-Code i AI, a nie tradycyjne pisanie kodu. Dlaczego?
Tak naprawdę to nie mam jednego ulubionego podejścia. Zawsze wybieram to, co w danym momencie ma sens. Nie wchodzę w narrację w stylu „AI złe, AI dobre”, „no-code super, no-code be”. Nie mam na to czasu – po prostu działam.
No-code i AI lubię za to, że pozwalają szybko przejść od pomysłu do efektu. W wielu firmach kluczowe nie jest napisanie tysięcy linii kodu, tylko to, żeby coś zaczęło działać – żeby dało się to przetestować, usprawnić proces, pokazać zespołowi, że „da się inaczej”. Oczywiście, jeśli widzę, że no-code to za mało, sięgam po kod. Nie ograniczam się. To kwestia narzędzia, a nie ideologii.
Na LinkedIn widniejesz jako Product Engineer i Project Lead. Gdzie jest dla Ciebie granica między „pisaniem kodu” a „naprawianiem biznesu”?
Dla mnie ta granica właściwie nie istnieje, bo jedno bez drugiego nie ma sensu. Pisanie kodu bez zrozumienia biznesu to trochę jak leczenie objawów bez diagnozy. Można napisać piękne rozwiązanie, tylko że jeśli nie rozwiązuje realnego problemu, to jest po prostu dobrze zaprojektowany bezużyteczny produkt.
Więc ja patrzę na to tak: najpierw rozumiem proces i ludzi, dopiero potem decyduję, czy potrzebny jest kod, automatyzacja, AI czy może po prostu lepszy Excel. W Red Sky AI bardzo tego pilnujemy. Nie wchodzimy z technologią, dopóki nie wiemy, co naprawdę trzeba poprawić.
W ofertach Red Sky AI mówicie o walce z chaosem. Zanim powstało AI, jak próbowaliście z nim walczyć u siebie w Red Sky?
Szczerze? Na początku, klasycznie. Arkusze, Docksy na Clickupie, Slacki, check-listy, taski, follow-upy do follow-upów. Myślę, że większość firm zna ten moment, kiedy informacji jest tak dużo, że samo jej ogarnięcie zaczyna być pracą na pełen etat. I wtedy zamiast robić rzeczy, zaczynasz zarządzać ich śledzeniem. AI było po prostu kolejnym etapem, naturalnym rozwinięciem tego, co robiliśmy wcześniej.
Właśnie. Wspominasz o automatyzacji powtarzalnych zadań. Ile Twojego dnia „zjadały” takie zadania, zamiast faktycznego kodowania?
Jeśli miałbym to policzyć, to spokojnie jakieś 30–40% dnia potrafiło iść na rzeczy, które nie wymagały ani kreatywności, ani wiedzy technicznej, tylko powtarzalności. Wiesz, te wszystkie drobne rzeczy: wprowadzanie danych, potwierdzanie i przygotowywanie się do spotkań, statusy, rozczytywanie notatek ze statusów, checklisty, raporty, przypomnienia, feedbacki. Z perspektywy Product Engineera to bywa frustrujące, bo chcesz budować, testować, eksperymentować, a kończysz dzień z poczuciem, że pół czasu spędziłeś na administracji.
OK, to pomóż mi wytłumaczyć biznesowi – menedżerowi HR, firmie produkcyjnej – dlaczego Red Sky AI to nie jest „kolejny chatbot”, który mam sobie kupić i zainstalować.
Bo to, co robimy w Red Sky AI, to coś zupełnie innego niż „kolejny chatbot”. Chatbot to tylko narzędzie – często przydatne, ale sam w sobie niczego nie zmienia. My zaczynamy dużo wcześniej.
Czyli nie przychodzicie z gotowym produktem?
Dokładnie. Najpierw przyjeżdżamy do firmy albo łączymy się online. Rozmawiamy z zespołem, patrzymy na procesy, słuchamy, gdzie ginie czas i energia. Nie wchodzimy z gotowym rozwiązaniem, tylko naprawdę poznajemy biznes od środka. Dopiero wtedy wspólnie określamy, czy i gdzie AI lub automatyzacja mogą pomóc. Czasem wychodzi, że nie ma sensu nic zmieniać – i to też jest OK! Tu nie chodzi o sprzedaż technologii, tylko o znalezienie realnej wartości.
To brzmi jak ten bezpłatny Audyt AI, o którym mówicie w ofertach. Na czym to dokładnie polega?
Audyt AI to po prostu pierwszy, zdroworozsądkowy krok, zanim ktokolwiek zacznie wdrażać technologię. Nie przychodzimy z gotowym rozwiązaniem. Najpierw poznajemy Twoją firmę od środka: procesy, zespół, narzędzia, problemy dnia codziennego. Rozmawiamy, obserwujemy, czasem po prostu siadamy obok i patrzymy, jak wygląda praca „na żywo”.
I co z tego ma klient? Obietnicę?
Konkret. Wynik audytu to lista obszarów z potencjałem, szacunkowy zysk czasu lub pieniędzy, rekomendacja technologii oraz plan wdrożenia krok po kroku. I tak, audyt jest bezpłatny, stacjonarnie lub online. Nie sprzedajemy niczego na siłę. Pokazujemy, gdzie technologia ma sens, i dopiero potem decydujemy wspólnie, co dalej.
Znasz dobrze branżę HR. Gdybyś miał 30 sekund z managerem HR, który tonie w onboardingu i powtarzalnych procesach – co byś mu rekomendował w ciemno?
Powiedziałbym: zatrzymaj się na chwilę i zobacz, ile razy dziennie robisz to samo. Onboarding, umowy, przypomnienia, checklisty, raporty – znam to aż za dobrze. Większość z tych zadań opiera się na powtarzalnych schematach, które można w mądry sposób zautomatyzować.
Ale kluczowe jest to, że nie chodzi o to, żeby zrzucić wszystko na bota. Najpierw trzeba zobaczyć, co faktycznie zdejmie Ci ciężar z głowy. I najważniejsze: po drugiej stronie jest człowiek, który ceni human value, nie wolno nam o tym zapomnieć. Czasem wystarczy usprawnić jeden mały proces, bo zaoszczędzone 10 minut dziennie to ponad 40 godzin rocznie.
Na koniec, jesteś Liderem Projektu. Co to dla Ciebie oznacza? Nie boisz się, że utkniesz w zarządzaniu, zamiast „kombinować z automatami”?
Bycie liderem w moim rozumieniu nie ma nic wspólnego z hierarchią. Dla mnie to odpowiedzialność za to, żeby całość miała sens – i żeby na końcu klient mógł powiedzieć: „Ej Kuba, to serio działa”. No i znasz mnie – ja nie potrafię żyć bez „brudzenia sobie rąk”. Nie zamknę się wyłącznie w pracy koncepcyjnej, bo lubię być blisko produktu, ludzi i procesu. Sama idea audytów opiera się na tym, że będę to robić osobiście z Adamem.
Jaka jest Twoja „gwiazda północna” jako Lidera Projektu? Co chcesz móc powiedzieć o Red Sky AI za dwa lata?
Moja „gwiazda północna” to sens. Żeby wszystko, co robimy, miało realny wpływ na ludzi i ich codzienność. Nie chodzi o to, żeby AI było modne. Chodzi o to, żeby było użyteczne.W listopadzie 2026 chciałbym móc powiedzieć, że pomogliśmy dziesiątkom firm w regionie poukładać procesy, odzyskać czas i po prostu spokojniej pracować. Że ludzie, z którymi współpracujemy, polecają nas nie dlatego, że „robimy AI”, tylko dlatego, że rozumiemy biznes i dowozimy efekty. Chcę po prostu, żeby to, co robimy, było konkretne, potrzebne i uczciwe.
–
Chcesz dowiedzieć się więcej lub zapytać się nas o projekt?
- Odwiedź www projektu: Red-Sky.ai
- Odwiedź nasz Linkedin
- Napisz do Adama Hendzela na Linkedin
Bartosz Fijałkowski